sobota, 23 kwietnia 2016


Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia. Szybkim ruchem ręki otarłam oczy, próbując choć na chwilę nie myśleć o wiadomości, którą przed chwilą otrzymałam. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jaki ból sprawia wiadomość o czyjejś śmierci otrzymana przez telefon, a co dopiero jeśli ofiarami są twoi rodzice. W moich oczach ponownie zebrały się łzy, więc szybko zamrugałam by się ich pozbyć. Nie miałam czasu na rozpaczanie. Nie teraz. Osoba która pukała do drzwi, poczęła w nie walić, jakby się bardzo śpieszyła. Z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie. Miałam ochotę pobiec do swojego pokoju, schować się pod kołdrą i płakać, wylewając swój żal i gniew w bezsilnym krzyku. Niestety nie miałam na to czasu. Mój wuj i ciotka, okazali się na tyle dobroduszni, że nie pytając mnie o zdanie oświadczyli iż zajmą się mną, jako prawni opiekunowie. Co z tego, że miałam szesnaście lat i mogli by się choć spytać czy tego chcę? Ich zdaniem wyświadczali mi wielką przysługę, za którą powinnam całować ich po rękach. Nie odwiedzałam ich od paru ładnych lat nie bez powodu. Zwyczajnie nie znosiłam ani ciotki ani wuja. Zacisnęłam zęby ze złością i podeszłam do drzwi. Gdy je otworzyłam powitało mnie groźne spojrzenie, przekrwionych, niebieskich oczu, osadzonych na pomarszczonej twarzy. Mężczyzna był ode mnie o wiele większy i choć praktycznie miał być już uznawany za staruszka, to jego sylwetka nie wskazywała na żadne problemy ze zdrowiem. Spojrzałam śmiało w jego oczy, czując, że nasze relacje nie będą zbyt pozytywne.
- Może wpuścisz mnie do środka? - jego oschły głos rozdarł powietrze. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, minął mnie i wszedł do środka. Jego wielkie i błocone buty, zostawiały ślady na jasnych panelach i puszystym dywanie. Oczywiście wuj nie przejął się tym ani odrobinę. Uważając się za osobę starszą i pępek świata, myślał, że może robić to co chce i jak chce. Kultura była dla innych. A ja będę musiała to znosić przez najbliższe lata, puki nie będę mogła wyprowadzić się do własnego domu. Ta ostatnia myśl niosła lekkie pocieszenie, gdyż dawała mi nadzieję na poprawę tej sytuacji. Wuj odwrócił się do mnie.
[color=#FF9999]- Gdzie twoje bagaże? Mam nadzieję, że nie wzięłaś ze sobą wszystkiego. Jeśli tak, to pojedziesz z niczym, bo nie zamierzam tego dźwigać. - [/color]powiedział. Nie pozostało mi nic innego, jak przełknąć swoją dumę i lekko skinąć głową, przytakując na jego słowa. Moim bagażem była jedna waliza, dwa plecaki i transporter w którym siedział Bunko. Moje serce ścisnęło się, gdy kocur zamiauczał, nie rozumiejąc co się dzieje. Wuj na ten dźwięk wymruczał pod nosem przekleństwo.
[color=#FF9999]- Kot? Nie weźmiesz, żadnego kota! - [/color]powiedział, a jego spojrzenie było twarde jak kamień. W sumie jak jego serce też. Na jego słowa błyskawicznie się obróciłam. 
[color=#FF9999]- Nie zostawią Bunko na pastwę losu! Nie ma mowy. To mój kot i ja się będę nim zajmować! Obiecuję. -[/color] dodałam słodziej, przyklejając na twarz sztuczny uśmiech. Czułam jak coś we mnie się gotuje, na myśl, że muszę podlizywać się temu człowiekowi, który wpakował mi się w życie z butami. Moja bezsilność była taka ... drażniąca. To okropne uczucie, gdy nic już od ciebie nie zależy. Tak jakbym była służącą, a nie jego bratanicą.
Okropne.

~*~

Czarny samochód pokonywał kolejne metry, podskakując na wybojach. Wnętrze zamiast muzyki z radia, której uwielbiałam słuchać podczas jazdy, wypełniał głos spikera, mówiący jakieś stare wiadomości, chyba z wczoraj. Kto normalny słucha wczorajszych wiadomości? Chyba tylko człowiek siedzący za kierownicą tego auta. Mój wzrok był skierowany za okno. Monotonnie powtarzający się krajobraz złożony z pół i drzew w oddal był o niebo lepszy niż ciężka atmosfera panująca we wnętrzu. Jedną rękę trzymałam na kratce od klatki. Bunko nie miauczał tak, gdy mógł ocierać się o moje palce. Mimo to czułam, że jest podenerwowany. Nie przywykł do jazdy samochodem, a teraz bidula musi znieść prawie dwie godziny jazdy. W dodatku bez możliwości wyjścia i rozprostowania łap. Mężczyzna za kierownicą nie odzywał się przez całą drogę, a ja nie miałam najmniejszej ochoty go o cokolwiek pytać. Lepiej podróżować w ciszy niż w jeszcze bardziej nieprzyjemnej atmosferze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz